Z dedykacją dla: Karcia Lynch i Lauren Coolness! Dziękuje bardzo za komentarze pod poprzednią notką, bardzo zmotywowały mnie one do dalszego prowadzenia bloga! :*
*Oczami Laury*
Po "miłej" rozmowie z chłopakiem weszłam do sali treningowej. Było to ogromne pomieszczenie ze ścianami koloru fiołkowego z podłogą z tworzywa sztucznego i z wielkimi oknami. Z tyłu sali stało podłużne biurko, przy którym siedziały 4 osoby, jury. Jednym z sędziów okazał się być pan Smith. Podeszłam do biurka, przywitałam się i przedstawiłam. Pan Smith powiedział mi, że będę miała 4 zadania do wykonania.
Następnie wstał wysoki, dobrze zbudowany, w średnim wieku mężczyzna.
- Nazywam się Bill Gaspe i jestem trenerem do spraw siłowych. Moim zadaniem jest sprawdzenie czy masz ponadprzeciętną siłę. Chociaż patrząc po tobie, szczerze w to wątpię. - zaśmiał się. - Podejdź do naszej "mini siłowni". Stoją tam ponumerowane sztangi. Zaczniesz naturalnie od sztangi z numerem 1 i jeśli uda ci się ją podnieść, to spróbujesz z numerem 2. I tak dalej, aż w końcu nie dasz rady podnieść jakiejś sztangi. Powodzenia. - uśmiechnął się i zajął znowu swoje miejsce. Podeszłam do "mini siłowni". Popatrzyłam na pierwszą sztangę. "Pikuś" - pomyślałam. Położyłam się na "leżaku" (nie mam pojęcia jak to nazwać - od autora) i z luzem podniosłam pierwszą sztangę. Popatrzyłam w stronę jury, wyglądali na zdziwionych. Wstałam i poszłam do drugiej sztangi i także ją podniosłam. Kolejną również. Problem miałam dopiero przy piątej, a podnieść nie mogłam szóstej. Po czwartej nieudanej próbie, wstałam i podeszłam do stolika jury.
- Więcej nie dam rady. - powiedziałam zrezygnowana. Patrzyli na mnie jakby rozczarowani? "To, że nie jestem silna nie znaczy, że nie mam innych zdolności. Sami niech sobie wyznaczają cele, a nie oczekują od innych!" - myślałam wkurzona. Szeptali coś do siebie, myśleli, że ich nie słyszę. Mówili, że jednak nie jestem taka jak ON. Chyba mam inne geny, albo, że to jakaś pomyłka. Jakaś kobieta powiedziała, żeby dali my szanse wykazać się w innych zadaniach. Niechętnie, ale przystali na jej propozycję. Następnie pan Gaspe odezwał się do mnie:
- Nie było rewelacyjnie, ale i tak dużo jak na ciebie. Myślałem, że szybciej wymiękniesz. - "Nie jestem małą dziewczynką, nie musi kłamać, że poszło mi dobrze!" - Trzeba trochę popracować i będzie dob... - nie zdążył dokończyć, bo przerwała mu umięśniona, wysoka kobieta, o długich, brązowych włosach i zielonych oczach.
- Wystarczy Bill! Teraz moja kolej by ją sprawdzić. Tak więc, nazywam się Elizabeth Clint i również jestem trenerem. Tylko, że ja sprawdzę twoją szybkość. - "Oo! Nareszcie coś w czy mogę się wykazać!" - pomyślałam zadowolona. - Twoim kolejnym zadaniem będzie przebiegnięcie 10 kółek w jak najkrótszym czasie. Chcesz się rozgrzać czy zaczynamy od razu?
- Jedziemy od razu! - powiedziałam ucieszona. Uwielbiam biegać, zawsze przynosiło mi to ulgę i odciągało od codziennych problemów. Dlatego biegałam często i długo. Ciotka mówiła, że jestem nienormalna i któregoś dnia coś sobie zrobię, ale nie zwracałam uwagi na jej gadanie.
- Dobrze, ustaw więc się na linii, - pokazała i ją palcem i zajęła znów swoje miejsce. Ustawiłam się tam gdzie miała i przyjęłam pozycję startową. Pani Clint zagwizdała, a ja zaczęłam biec. Biegłam w miarę szybko, ale nie najszybciej jak mogłam. Gdy skończyłam ostatnie kółko, oddychałam tylko lekko szybciej. "Nie takie dystanse się już pokonywało w ucieczce przed policją" - pomyślałam i uśmiechnęłam się na samą myśl o starych czasach. Spojrzałam na sędziów, a oni siedzieli z otwartymi ustami i oczami.
- O Bożeno! Pobiłaś nasz rekord! To...to...było..WOW! - Pani Clint nie mogła wykrztusić z siebie słowa.
- To już wiemy w czym jest dobra. Geny robią swoje! - odparł pan Gaspe. - Znałem twojego staruszka, no nie powiem zazdrosny to ja o niego byłem, Nadal nie mogę uwierzyć w niektóre nasze wspólne akcje!. To był dopiero gość!
- Ummm... dziękuje? - odparłam lekko zmieszana. odwróciłam od nich wzrok. Dziwnie było tak tam stać i słuchać komplementów. Nikt mi ich nigdy nie mówił.
- Okay, zdziwiłaś już nas wystarczająco. Dorosły mężczyzna podnosi siedemnastą sztangę, a kobieta dziesiątą, Ty taka drobniutka, a jednak dałaś rade podnieść pięć pierwszych. Nie było to coś nadzwyczajnego, ale można nad tym popracować, Z biegiem za to zatkałaś nas zupełnie! Teraz twoim zadaniem będzie podejście do tego wielkiego ekranu i dopasowanie dwóch tych samych znaczków ze sobą (chyba wiecie o co mi chodzi :P - od autora). Plansza jest bardzo rozległa, a obrazki co jakiś czas będą zmieniały swoje miejsca. Jest to test na spryt i inteligencje. Wiąże z tobą duże nadzieje! - powiedziała niska, ciemnoskóra kobieta, z okularami na nosie i inteligentnym wzrokiem. Wydaję się miła i mądra, ale czas pokaże jaka naprawdę jest. Dużo już było osób, które myślałam, że są w moim typie. lecz czar pryskał za każdym razem gdy się bliżej poznawaliśmy. "Ludzie to fałszywe szczury!" - pomyślałam.
Podeszłam to ekranu i popatrzyłam na niego. Był ciemny, Wyłączony. Chciałam już się odwrócić i spytać o co chodzi, gdy nagle ekran włączył się i ukazał mi co kryje. Obrazków było pełno, ale nie chcąc tracić cennego czasu zabrała się do roboty. Z początku szło mi mozolnie, ale w końcu przełamałam lody i dalej już szło z górki. Ku mojemu zdziwieniu ta czynność sprawiała mi przyjemność. Po niedługim czasie skończyłam. Podeszłam kolejny raz do sędziów i usłyszałam takie o to słowa:
- Nie ukrywam, że jestem mocno zdziwiona twoim genialnym wynikiem. Masz talent, podobnie zresztą jak ojciec. Pamiętam, gdy byłam z nim na misji, myślałam, że już po nas...
- I wtedy mój ojciec wymyślił super pomysł i panią uratował. Bla bla bla... Nuda! Jesteśmy chyba na MOIM egzaminie, nie JEGO. Chyba więc mi należy poświęcać więcej uwagi. On już nie żyje, nie wróci. A ja jestem, żyję i mam dosyć słuchania opowiastek jakim to ojciec był cudowny. Jakby rzeczywiście taki był, to by nie umarł, nie zostawił by mnie samej! - wykrzyczałam. Nie umiałam dłużej tego w sobie trzymać. Musiałam komuś to powiedzieć. Myślałam, ze opowiem kiedyś o tym Jonathanowi, a nie obcym osobą, które teraz patrzą na mnie jak na wariata. Oddycham szybko. Chcę już wychodzić, gdy nagle słyszę:
- Laura! Poczekaj! - cholera, Smith... - Jest jeszcze jedno zadanie. - Czy ja dobrze słyszę?! To ja tu mówię co mi leży na sercu, coś czego nikomu nie mówiłam, a on gada mi o głupim zadaniu?!
- Słucham?! - pytam zdziwiona i oburzona. Co za cham i prostak!
- No, są 4 zadania. Na razie wykonałaś 3. Ostatnim zadaniem będzie sprawdzenie czy masz jakieś dodatkowe umiejętności. - mówi jak gdyby nigdy nic - Posiadasz jakieś?
- Tak, owszem. Nadzwyczaj szybko się denerwuję! - obracam się na pięcie i wychodzę. Mam dość tego palanta! Jakim dupkiem trzeba być, żeby tak się zachować. Szybko wybiegam z sali treningowej i głośno trzaskam drzwiami. Zdecydowanie ZA głośno. Wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
- Co? Nigdy nie widzieliście zdenerwowanej dziewczyny? Macie chyba lepsze zajęcia niż patrzenie na mnie?! - krzyknęłam, Łzy zaczęły napływać mi do oczy, więc żeby nikt ich nie widział szybko udałam się na górne piętra. Biegłam przed siebie, nie zwracałam uwagi na nic i na nikogo. Nie miało to teraz dla mnie większego znaczenia. Wbiegłam w cichy korytarz, gdzie nikogo nie było i usiadłam na podłogę. Przyciągnęłam do siebie kolana i rozpłakałam się na dobre, jak mała dziewczynka, której zabrano ulubioną zabawkę. Tak cholernie za nim tęsknię, za jego uściskiem, oczami pełnymi dobroci i ustami chwalącymi mnie. Siedziałam tak, gdy nagle zobaczyłam....
_______________________________
Hejka!
Wiem, że bardzo długo nie było rozdziału, ale miałam ciężkie czasy, Wytłumaczenie macie w poprzednim poście, Jeszcze raz chciałam was za to BARDZO PRZEPROSIĆ! Postaram się teraz pisać rozdziały w miarę regularnie. Każdy komentarz sprawia mi radość i motywuje do dalszej pracy, szczególnie takie dłuższe ;)
Jak myślicie kto przyszedł do Laury? Laura dobrze się zachowała? A trenerzy? Ross?
Śmiało piszcie w komentarzach! ;)
Przypominam o zakładce z bohaterami i zakładce gdzie możecie polecić swoje blogi, na które na pewno zajrzę i skomentuję ;)
BlueBerry